Dostałam kilka dni temu przesyłkę z treskami clip-in, tym razem z faktycznie naturalnych włosów ludzkich. Niestety w porównaniu z tymi syntetycznymi nie są tak gęste i skłądają się z (jak mi się wydaje) pojedynczej taśmy - te syntetyczne były potrójnie złożone).
Ponieważ byłam dosyć zdesperowana, postanowiłam mimo wszystko wyprodukować perukę dla AM 1894. Miałam jej konkretny wygląd w głowie od kilku tygodni i bardzo męczyło mnie to, że nie moge wcielić tego pomysłu w życie z braku materiałów.
Heh... Więc tak... To, co moge powiedzieć o ręcznej produkcji takiej peruki to to, że włosy ludzkie nie nadają się do tego, o ile nie są fabrycznie wszyte w taśmę. Uszycie czegokolwiek z luźnych włosów ganiczy z cudem i nawet po podklejeniu włosy wyłażą na potęgę. Teraz jest już lepiej, bo większa częsć raczyła już wypaść, ale nadal przy każdym podniesieniu lalki coś tam się z niej sypie. W ogóle podczas pracy nad peruką miałam w salonie pobojowisko jak w salonie fryzjerskim - wszędzie pełno włosów każdej długości.
Mimo wszystko efekt końcowy wydaje mi się w porządku... tj. kiedy nie przyglądam się z bliska swojemu "dziełu" i nie specjalnie energicznie poruszam lalką, jest ok.....
W związku z tym, że włosy są w kolorze ciemnego brązu, postanowiłam jednak zrobić podstawę peruki z fragmentu czarnych getrów, które kiedyś kupiłam, a których nigdy nie nosiłam, bo nie nadawały się ani jako rajstopy, ani jako legginsy. Każdy inny kolor prześwitywałby paskudnie między pasmami.
Przymiarka do grzywki. Zdecydowałam, że skoro taśma jest jedna, to najlepiej będzie wykorzystać tą cześć do grzywki, a resztę włosów przeszyć przez środek tworząc przedziałek.
A oto i reszta włosów. Hmm... Powiem tylko, że nigdy więcej nie chciałabym bawić się w to ponownie...
Pierwsze wrażenia nie rzucają na kolana, ale nadal miałam nadzieję, że coś z tym fantem da się zrobić. Przynajmniej do czasu, kiedy zdobędę taką perukę zrobioną profesjonalnie.
Przyklapnięcie wymagało przebrania lalki za bandytę, spryskania jej wodą i odczekania około 2-3 godzin. Dzień akurat był upalny, więc szybko wyschła.
Najwięcje do życzenia pozostawiał nadal tył - włosów było zdecydowanie za mało.
Na razie przyszyłam część pasm tak, żeby przyzwyczaiły się do nowego położenia. Za jakiś czas zdejmę szwy ;)
W między czasie szlag mnie trafił, że moje lalki takie niewykończone siedzą i skoro AM 1894 (kurczę, muszę jej nadać jakieś imię) ma już prawie taką fryzurę, jakiej bym sobie życzyła, to wypadałoby skombinować dla niej odpowiednia kreację.
Zabrałam się więc za szycie sukienki. Tym razem z wykroju, bo to jednak coś całkiem innego, niż szycie na oślep i udawanie, że sukienka jest w starym stylu.
Nie miałam na podorędziu żadnego cienkiego materiału, który byłby wystarczająco cienki, miękki i miał odpowiednio drobny wzór dla lalki, więc dorwałam się do batystowej (a właściwie z gazy) firanki kupionej kilka lat temu w Jysku. Materiał trochę za bardzo przezroczysty, ale najgorsze było to, że strzępił się niemiłosiernie. Uszycie (ręczne) pantalonów i sukienki zajęło mi jakieś 2,5 dnia. Nie wiem, czy jestem całkiem zadowolona z samej sukienki, poza tym wymaga drobnych poprawek i doszycia zapięcia z tyłu, ale jak na pierwsze próby chyba jest ok. Muszę jeszcze doszyć halkę - sukienka będzie lepiej się układała i nie będzie taka przezroczysta :)
A... powiem jeszcze tylko, że w ostatnim czasie, całkiem nagle, stałam się właścicielką dwóch Kestnerów 154, które przedstawię trochę później, oraz bardzo pięknej lalki japońskiej, na którą czekam z niecierpliwością. Czekam też na kilka biskwitowych główek "niespodzianek" (w sensie nie wiadomo do końca, co to za głowa) kupionych bardzo okazyjnie i do których nie mam ciał, więc te delikwentki na prezentację będą musiały poczekać trochę dłużej :-/