Lalkę kupiłam już jakiś czas temu. Wydawało mi się, że jedyne konieczne naprawy będą polegały na wyczyszczeniu twarzy i ubrania, dorobieniu peruki i ewentualnym przeglądzie ciała w poszukiwaniu przecieków trocin.... HA! niestety, lalka okazał się pełna niespodzianek.
W encyklopedii lalek znalazłam tylko informację, że w latach 1905-1915 była dystrybuowana przez firmę Strobel & Wilken.
W kilku źródłach podczepiona jest pod Armanda Marseille'a. Nie do końca jestem o tym przekonana.
Mam jeszcze lalkę o imieniu Ruth, która też często występuje jako Marseille, z czym całkiem się nie zgadzam i stanowczo protestuję. Prześledziłam koneksje między różnymi firmami i nie wiem kto wysnuł wniosek, że to A.M. Niestety często lalki nieznanych producentów są przypisywane Marseille'owi.
Darling występuje też w wersji z tłoczonymi brwiami - ta wersja jest przepiękna. Moja jest bardziej uproszczona, ale też mi się podoba. Generalnie te lalki mają nietypowo wykrojone oczy, przez co przeważnie mają zeza - standardowe ruchome oczy nie bardzo chcą się dopasować :)
|
zdjęcie z aukcji |
|
już w domu |
Ciało okazało się sieczką. Ktoś już kilka razy je reperował, za każdym razem nieudolnie. Nie ma nic gorszego, niż poprawianie cudzych (lub własnych) źle zrobionych napraw.
Popiersie też pęknięte, ale to chyba nawet było widać w aukcji.
Natomiast stanu ogólnego i kolejnej sieczki, jaką okazało się to popiersie, już nie. Tu widok od spodu:
Muszę nadmienić, że to, co widać powyżej, okazało się kawałkami biskwitu doklejanymi z popiersia innej lalki - rozwiązanie dosyć osobliwe. Skończyło się na dorobieniu brakującego kawałka - kiedyś w wolnej chwili to zeszlifuję i może pomaluję, na razie wystarcza mi fakt, że w ogóle jest. Resztę udało mi się całkiem nieźle posklejać. Pęknięcia pionowego praktycznie nie widać. Z przodu też nie ma tragedii - a już na pewno nie wymaga paćkania farbą po całości popiersia z szyją włącznie.
Oczom brakowało powiek. Bardzo tego nie lubię, wygląda to jak z horroru.
Wyszły całkiem nieźle. Na zdjęciu wydają się trochę nierówne, ale w rzeczywistości wyglądają dużo lepiej. Szczególnie w porównaniu z całkowitym ich brakiem ;)
Niestety w głowie brakuje gipsowych mocowań do zamykanych oczu - były przyklejone woskiem (zmieszanym z jakimiś kłakami). To też nadal pozostaje dla mnie do zrobienia.
Co by nie mówić, lalka ma piękne, pewnie swoje własne, szaroniebieskie szklane oczy. Tu na zbliżeniu lepiej to widać.
A tu już w peruce. Peruka odzyskana z
tej lalki. Wyprana odzyskała kolor ładnego jasnego blondu. Wcześniej miała wyjątkowo obrzydliwy kolor, miejscami całkiem szary. Oczywiście połowa moheru odpadła po namoczeniu - perukę ktoś zdaje sie komponował ze starych elementów innej peruki. Częsć była klejona. W rezultacie został mi materiałowy czepek z włosami na brzegach i kilka kosmyków. Po wielu manewrach - odcinaniu, doszywaniu, kamuflowaniu - otrzymałam całkiem porządną perukę. Cały czas trochę potargana, ale nie mam już weny do jej ułożenia.
Po tym, jak naprawiłam popiersie i straciłam dwa wieczory na zaklejanie dziur w ciele, przeszywanie rąk (bo były dziwnie powykręcane), zaklejanie ogromnej dziury pod popiersiem, które ktoś przykleił na całej powierzchni, więc odeszło z materiałem i powstała dziura gigant - okazało się, że ciało jest dla głowy znacznie większej. Znacznie znacznie. Tymczasowo Darling dostała ciało po tej samej lalce, od której dostała perukę. Dziwne jest, ale pasuje rozmiarem i z głową tworzą lalkę, a nie osobno walające się części.