Spełniło się kolejne z moich marzeń - dostałam w prezencie Juttę. To znaczy sama sobie najpierw ten prezent znalazłam, tylko dałam znać komu trzeba, że dziękuję, perfum ani kremów ani w ogóle niczego nie chcę (nie to, że nie potrzebuję...), za to pojawiła się taka jedna lala....
No i jest.
Jutta, wyprodukowana przez Simona & Halbiga dla Cuno & Otto Dresslera (Dresslerów w zasadzie). Rok około 1900 (do około 1914 o ile się nie mylę, ale z 1900 znalazłam bardzo podobną).
Mój pierwszy Halbig....! cóż z tego, że dla Dresslerów ;)
Jest nieduża i bardzo przyjemna. Ma popękaną głowę, ale na szczęście aż tak nie rzuca się to w oczy.
Peruka była w miarę nowa, szyta przez kogoś z taśmy naturalnych włosów. Kolor idealny dla niej, ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia. W miejscu grzywki nad twarzą było bardzo grubo i włosy dosłownie tworzyły zadaszenie (na zdjęciu nie jest to aż tak widoczne). Nie dało się tego przypłaszczyć, podpięcia też nie pomagały. W końcu dzisiaj wzięłam się za robotę, rozprułam wszystko i przyszyłam od nowa. W sumie po skończeniu został mi kawałek taśmy o długości ok. 30 cm :)
Chciałam jej zrobić kolczyki, ale jedna dziurka okazała się zaklejona podczas reperacji głowy i już nie bardzo mogę z tym walczyć, bo mogłabym ją bardziej uszkodzić. Przykleiłam dwa koraliki na super-glue, trudno, tak musi wystarczyć, chociaż z wiszącymi kolczykami wyglądałaby fantastycznie.
Ciało, na którym przyjechała, to straszny składak. Nic do siebie nie pasowało. Dostała lekko sfatygowane ciało z innej lalki, tamto pójdzie na części.
Acha, rzęsy jeszcze jej dorobiłam. Kupiłam kiedyś rude rzęsy z ludzkich włosów dla innej lalki, ale wyglądała w nich jak pajac. Dla Jutty, po przycięciu (dwie zrobione z jednej), okazały się idealne.
Tak było (w sumie nie tak źle)
Tak jest dzisiaj
Kurcze ja mam na superglue swoistą alergię ;) wszystko do lalek, co nie ma trzymać się na mur-beton kleję wodnymi klejami - łatwo usunąć, lalce krzywdy nie robi a i tak się trzyma w w razie czego ozdoba nie odlezie z połową łba.
OdpowiedzUsuńPanny gratuluję - śliczny nabytek!
super glue praktycznie sam złazi z biskwitu :) łatwo się złuszcza i łatwo sam "puszcza" (nie nadaje się do reperacji). co innego epoksydowy czy inny podobny. ja też nie przepadam za nim, ale pokończyły mi się wszelkie inne kleje :-/
UsuńChyba że tak ;) ja mam awersję do tego kleju jeżeli chodzi o lalki z cjanopamem walczyłam rozklejając nieumiejętnie reperowaną porcelankę i prawie szału dostałam w trakcie ;)bo wżarło się i nie chciało ładnie puścić ;) dopiero gotowanie pomogło ;)
Usuńno tak, w gotowaniu schodzą ładnie. gorzej jak klej jest odporny na temperaturę - wtedy to już dramat. stoczyłam przegraną walkę z jedną główką źle sklejoną nowoczesnym klejem........... :( żadne gotowanie nie pomogło, a jak zaczęłam się z nią szarpać, to poszło eleganckie pęknięcie w nowym miejscu. znalazłam u siebie jakiś Loctite universal Henkela - nie chce skleić cienkiej tekturki, to i z biskwitu powinien elegancko zejść. zawsze go mogę potraktować zmywaczem do paznokci - na uszach nie ma żadnych malunków, więc nic nie powinno się stać. kurczę, muszę się rozejrzeć za jakimś mini-mini-wiertełkiem modelarskim i może udałoby się przetkać tę dziurkę, bo pomijając klejenie, to nie za bardzo podoba mi się ta wersja kolczyków.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńPrzepięknie się prezentuje. Gratuluję takiego nabytku.
OdpowiedzUsuńGratuluję. Piękne ma zebiska jak wampirelka. Bardzo dobrze potrafisz kleic biskwit tak że nic nie widać. Śliczna jest tylko zazdrościc
OdpowiedzUsuńcudny nabytek!!!! :)
OdpowiedzUsuń