Translate

TRANSLATE

wtorek, 28 stycznia 2014

Simon & Halbig 1329 - reprodukcja


HA! Jest! Może nie jest to dokładnie to, o co mi chodziło... czyli oryginał lalki orientalnej... ale jest! I to całkiem spora, bodajże największy rozmiar (no dobra, w przypadku braku miejsca w mieszkaniu na cokolwiek to może nie jest znowu taki plus).

Do grona moich lalek dołączyła reprodukcja S&H 1329. Forma nie jest aż tak orientalna, jak np. 1199, ale w niej zakochałam się jako pierwszej.
Reprodukcja, wiadomo, odbiega od oryginału - ma fantazyjnie podkręcone rzęsy w zewnętrznych kącikach oczu, ma trochę dziwne bordowe usta (powinna mieć ceglaste), zęby nie są wąskie i szpiczaste, a takie hmm... okrągłe łopatowate, ale poza tym jest naprawdę ładną lalką. Oprócz reprodukcji w cenie niewiele niższej niż pierwowzór, ta jest wyjątkowo udana, a naoglądałam się ich sporo.

Dostałam ją wczoraj. Na razie zmieniłam jej kolczyki z plastikowych pereł i rubinów na prawdziwy kamień i oksydowane srebro. Denerwowała mnie też moherowa peruka zapleciona w koczki-wałki, które przypominały mi uszy Mickey Mouse'a. Zawzięłam się i w nocy ufarbowałam fragmenty włosów na taśmie na czarno (farba w promocji z Rossmanna za 1 grosz) i uszyłam nową. Wymaga jeszcze poprawek, bo przy rozpuszczonych włosach ma gdzieniegdzie prześwity, ale upięta jest ok.

Tu jeszcze w moherowej peruce.



Powinnam jej chyba upiąć te włosy wyżej, bardziej osłaniając czoło i uszy. Musze nad tym popracować, ale włosy są śliskie i trudno je odpowiednio złapać.

piątek, 10 stycznia 2014

Polskie lalki biskwitowe

Witam po przerwie :) 

Moja kolekcja nie zatrzymała się, mam kilka nowych nabytków, zrobiłam kilka metamorfoz, z kilkoma się pożegnałam, ale brakowało mi czasu na cokolwiek. Dziecię uznało, że mając 3 lata jest za dorosłe na drzemki w ciągu dnia, a że ma więcej energii niż ja i jest rządne uwagi, to nie bardzo mogę cokolwiek zrobić przed godz. 23:00 (a na robienie zdjęć ta godzina jest fatalna).

Ale dziś mam motywację do pisania i zdjęcia pożyczę sobie z Internetu.

Zapisałam się do internetowej grupy kolekcjonerów lalek - antyków (słowo "antyczne" jakoś mi nigdy nie pasowało, antyczne dla mnie jest coś ze starożytnego Rzymu albo Grecji). 

Patrzę ja sobie kilka dni temu, a tu post o lalkach rosyjskich (też postaram się coś o nich napisać później).
Widzę nazwiska producentów i myślę sobie mniej więcej tak - ojej, jakie to zabawne, że pewne nazwiska, np. Heubach, były takie popularne w tedy w tym przemyśle, mimo braku rodzinnych koneksji miedzy wytwórcami, a czasem nawet produkowali w innych krajach.

I nagle mną tąpnęło.

I sprawdzam - i nic. I sprawdzam jeszcze raz, tym razem kopiuję nazwiska i szukam w googlu pisane cyrylicą (podstawy j. rosyjskiego z czasów podstawówki czasem jednak się przydają). I dalej patrzę i nie wiem, co widzę, mimo że litera po literze odczytuję. I sprawdzam raz jeszcze, po polsku tym razem. Trafiam na swój wątek na forum gazety.pl, gdzie ktoś we wrześniu 2007 zamieścił informację, do kogo należała fabryka w Kaliszu, zanim A. Szrajer zajął się m.in. produkcją lalek celuloidowych.

I jestem w szoku. Zgadza się. Trwałam w tym szoku długo.

Nie wiem, czy odkryłam Amerykę, ale dla mnie to jest odkrycie na miarę stulecia.
W Polsce produkowane były lalki biskwitowe! Przez Szrajera, tegoż samego Adama właśnie.
Na spółkę z teściem, Jakubem Fingerhutem. 
Firma nazywała się Szrajer & Fingerhut (1884-1910)

TADAM!

Jest natomiast mały problem. Rosyjscy kolekcjonerzy uważają je za lalki rosyjskie, gdyż w tamtym czasie Kalisz znajdował się w rosyjskiej guberni. Dla mnie to są lalki polskie, są i były nawet w tamtych czasach.

Przedstawiam Wam kilka znalezionych na rosyjskich stronach kaliskich piękności.










Jeśli znacie jakieś szczegóły dotyczące lalek z tej fabryki, proszę dajcie znać :)