Translate

TRANSLATE

niedziela, 24 czerwca 2012

Armand Marseille 2015

Heh... lalka wzbudzająca sporo zamieszania i wyzwalająca wiele kreatywności w sprzedawcach w wymyślaniu nazwy producenta.

Jedna z wcześniejszych lalek Marseille'a, załapująca się na okres, kiedy nie był przeświadczony o swoim lalkarskim geniuszu i nie wpychał swoich inicjałów na każdą najmniejszą biskwitową główkę (a panoszył się nawet na formach, które jedynie wdrożył do produkcji i z ich powstaniem miał mało wspólnego).

No więc lalka załapuje się jeszcze na brak wzmianki o A.M. na sygnaturze - jest tylko jego kontrahent - importer - Louis Wolfe (aka Wolf) i numer formy. Część lalek z tym numerem, przypuszczalnie późniejsza produkcja, już jest sygnowana zwyczajowo. W tej chwili nie pamiętam, czy tylko inicjałami, czy całym imieniem i nazwiskiem, ale nie budzi wątpliwości.

2015 to numer, który przypisuję też mojemu tajemniczemu niezidentyfikowanemu Samowi. Ta lalka jest całkiem spora i podobieństwo się rozmywa, ale wystarczy popatrzeć na najbardziej popularny A.M. 390 lub 370 - nie tylko makijaż, ale też rozmiar lalki robi kolosalną różnicę w wyglądzie.

Oto ona po przyjeździe do domu - ubrana z elegancką suknię z tafty w kolorze fuksji i jakże niedobrane do tego skarpety. Acha, jest spora, ma około 43 cm (17").




Niestety okazało się, że nad peruką (naturalne włosy ludzkie) ktoś się napracował i tak precyzyjnie ją przykleił, że nie dałam rady jej zdjąć. Skończyło się na tym, że musiałam całą lalkę odwrócić do góry nogami i wsadzić czubek głowy do miski z Woolitem. I kolejne schody, bo ten sam ktoś zafarbował materiał, do  którego przyszyte są włosy na kolor zbliżony - farbą wodną. Stoczyłam dłuższą walkę, o której tekturowa patka na czubku głowy zaczęła być wypukła w stronę niepożądaną, czyli do wewnątrz. Na razie nie jestem w stanie tego naprawić, ale szczerze mówiąc nie robi mi to aż takiej różnicy - lalkę i tak oglądam przeważnie od frontu, a nawet z boku spłaszczony czubek nie rzuca się w oczy.



Włosów trochę wyszło, nie aż tak dużo, ale fryzura zrobiła się trochę smutna. Poza tym są dosyć sztywne, mimo użycia odżywki i sprayu ułatwiającego rozczesywanie. Skończyła w warkoczykach, bo nie mam cierpliwości nawet do układania swoich włosów - nie lubię tego prawie na równi z prasowaniem (na samą myśl czuję, że słabnę).



Wracając do samej lalki - jest to jeden z moich ulubionych numerów - podoba mi się w praktycznie każdym makijażu, z każdym kolorem włosów i oczu. W mojej przeszkadza mi jedynie to, że za nic nie chce zostać w pozycji siedzącej - zjeżdża! Nie wiem, o co jej chodzi. Do tego przewraca Japończyka i oboje uderzają głowami o półkę, co doprowadza mnie do stanu przedzawałowego. Czyżby to ta tafta?

3 komentarze:

  1. Cudna!!!rany gdzie ty znajdujesz takie perełki?? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hmmm.... godziny, dni, tygodnie spędzone na "ręcznym" przeszukiwaniu internetowych aukcji we wszelkich możliwych kategoriach i raz na jakiś czas można trafić na perełkę. a czasem po prostu łut szczęścia :)

      Usuń
  2. ma bardzo fajną pucołowatą buźkę:))) i ten dołek w brodzie - słodki

    OdpowiedzUsuń