Translate

TRANSLATE

sobota, 30 czerwca 2012

Szukają nowego domu (2 x celuloid, 1 x tektura)

W związku z tym, że zaczyna brakować mi miejsca, zmusiłam się do zrobienia porządku w szafkach.


Znalazłam tam kilka lalek, z którymi nadszedł czas się rozstać, bo po prostu przestały być obiektem moich zainteresowań i całkiem bez sensu u mnie leżą.

Może komuś się spodobają i przygarnie pod swój dach :)


Na razie pozbywam się tych oto trzech dam:


1. Laleczka celuloidowa Schmider (Monika?) 22 cm






2. Laleczka celuloidowa Petitcollin





3. Lalka Murzynka z tektury (?)








poniedziałek, 25 czerwca 2012

Armand Marseille 1894

Kolejna lalka zdobyta poniekąd przypadkowo (okazyjne "kup teraz" plus niedokładny opis). W innych okolicznościach przyrody musiałabym obejść się smakiem. 

zdjęcie z aukcji


Ciało miała niestety reprodukcyjne i to ceramiczne typu bobas, ale cena była tak zachęcająca, że kupiłam ją nie wiedząc co kupuję. Byłam nawet przekonana, że to Floradora z ciut innym makijażem brwi, przez co wygląda inaczej. Do tego głowa jest pęknięta z boku, co jednak mi zupełnie nie przeszkadza.



Skończyło się na tym, że moje repro Kammer & Reinhardt 115 A wylądowało na ciele bobasa (ciut mu się głowa kiwa), a najnowszy nabytek dostał porządne ciało z masy drewnianej - pasuje jak ulał. Reprodukcja jednak zawsze pozostanie reprodukcją, oryginały mają u mnie zdecydowane pierwszeństwo.

Głowa okazała się Armandem 1894 - jest to jedna z lalek, których numer formy prawdopodobnie zgadza się z rokiem produkcji (stworzenia formy?) - pierwsza udokumentowana wzmianka o jej zakupie, jaką odnaleziono, pochodzi z roku 1895.

Mimo nieco za małych oczu, które ktoś jej zainstalował (i w związku z tym mocno zdziwionego spojrzenia), uwielbiam ją i jestem z niej baaaardzo dumna. Przyszła w peruce syntetycznej, więc włosy to kolejna rzecz do wymiany. Na poniższych zdjęciach ma perukę pożyczoną od wspomnianego wyżej repro, ale najlepiej wygląda w całkiem naturalnych lekko myszowatych kolorach włosów - muszę się zaopatrzyć w odpowiednie materiały, bo mam tylko sfatygowane strzępki takiego moheru :(

pęknięcie


----

Zreperowałam jakieś stare brązowe oczy (jednego zbite i połowy brakuje) i okazało się, że pasują jak ulał rozmiarem do tej lalki.

Teraz wygląda tak (zdjęcie robione wieczorem, więc trochę niewyraźne):




niedziela, 24 czerwca 2012

Armand Marseille 2015

Heh... lalka wzbudzająca sporo zamieszania i wyzwalająca wiele kreatywności w sprzedawcach w wymyślaniu nazwy producenta.

Jedna z wcześniejszych lalek Marseille'a, załapująca się na okres, kiedy nie był przeświadczony o swoim lalkarskim geniuszu i nie wpychał swoich inicjałów na każdą najmniejszą biskwitową główkę (a panoszył się nawet na formach, które jedynie wdrożył do produkcji i z ich powstaniem miał mało wspólnego).

No więc lalka załapuje się jeszcze na brak wzmianki o A.M. na sygnaturze - jest tylko jego kontrahent - importer - Louis Wolfe (aka Wolf) i numer formy. Część lalek z tym numerem, przypuszczalnie późniejsza produkcja, już jest sygnowana zwyczajowo. W tej chwili nie pamiętam, czy tylko inicjałami, czy całym imieniem i nazwiskiem, ale nie budzi wątpliwości.

2015 to numer, który przypisuję też mojemu tajemniczemu niezidentyfikowanemu Samowi. Ta lalka jest całkiem spora i podobieństwo się rozmywa, ale wystarczy popatrzeć na najbardziej popularny A.M. 390 lub 370 - nie tylko makijaż, ale też rozmiar lalki robi kolosalną różnicę w wyglądzie.

Oto ona po przyjeździe do domu - ubrana z elegancką suknię z tafty w kolorze fuksji i jakże niedobrane do tego skarpety. Acha, jest spora, ma około 43 cm (17").




Niestety okazało się, że nad peruką (naturalne włosy ludzkie) ktoś się napracował i tak precyzyjnie ją przykleił, że nie dałam rady jej zdjąć. Skończyło się na tym, że musiałam całą lalkę odwrócić do góry nogami i wsadzić czubek głowy do miski z Woolitem. I kolejne schody, bo ten sam ktoś zafarbował materiał, do  którego przyszyte są włosy na kolor zbliżony - farbą wodną. Stoczyłam dłuższą walkę, o której tekturowa patka na czubku głowy zaczęła być wypukła w stronę niepożądaną, czyli do wewnątrz. Na razie nie jestem w stanie tego naprawić, ale szczerze mówiąc nie robi mi to aż takiej różnicy - lalkę i tak oglądam przeważnie od frontu, a nawet z boku spłaszczony czubek nie rzuca się w oczy.



Włosów trochę wyszło, nie aż tak dużo, ale fryzura zrobiła się trochę smutna. Poza tym są dosyć sztywne, mimo użycia odżywki i sprayu ułatwiającego rozczesywanie. Skończyła w warkoczykach, bo nie mam cierpliwości nawet do układania swoich włosów - nie lubię tego prawie na równi z prasowaniem (na samą myśl czuję, że słabnę).



Wracając do samej lalki - jest to jeden z moich ulubionych numerów - podoba mi się w praktycznie każdym makijażu, z każdym kolorem włosów i oczu. W mojej przeszkadza mi jedynie to, że za nic nie chce zostać w pozycji siedzącej - zjeżdża! Nie wiem, o co jej chodzi. Do tego przewraca Japończyka i oboje uderzają głowami o półkę, co doprowadza mnie do stanu przedzawałowego. Czyżby to ta tafta?

sobota, 23 czerwca 2012

Ruth

W czasie dosyć długiej przerwy w pisaniu bloga stałam się szczęśliwą właścicielką kilku nowych lalek :)

Pierwszą z nich jest Ruth - wspomniany wcześniej prezent od mamy na urodziny.

Pochodzenie tej lalki nie jest do końca znane. W niektórych źródłach jest opisana jako "prawdopodobnie Armand Marseille", ale jak już wspomniałam, przypisuje mu się każdą niemiecką lalkę biskwitową, której historia nie jest do końca jasna.

W mojej książce z sygnaturami lalek jest jakaś Ruth zakwalifikowana jako produkt Butler Brothers, którzy i eksportowali i produkowali lalki, oczywiście także zamawiali lalki u innych wytwórców porcelany. Sygnatura jest jednak trochę inna - tzn. sposób pisania liter jest inny, więc może chodzić o zupełnie inną lalkę.

W encyklopedii lalek znalazłam natomiast informację, że identyczna lalka była reklamowana przez W.A. Cissinę w 1898 roku ( importer w U.S.A.). Głównym kontrahentem Cissiny był Hamburger & Co., co oznacza, że też mógłby być potencjalnym producentem lalki - to wydaje mi się najbardziej logiczne.

Generalnie wiadomo, że nic nie wiadomo. 

Lalka ma około 47 cm. Niestety nabywszy ją bez peruki, przez co chwilowo dostała syntetyczną i nie osiąga przez to szczytów swojej urody, ale i tak prezentuje się całkiem nieźle. Przyjechała za to w oryginalnie starej sukience, ślicznej, ale nieludzko brudnej i nie do doprania - plamy zostały zakamuflowane koronkami (co ciekawe - na zdjęciach z aukcji oryginalne koronki są białe, a przyszła z różowymi w kolorze sukienki... hmm...). 

W ogóle to, co odróżnia ją od znanych mi lalek to to, że ma 8 (!!!) górnych zębów. Maksymalna liczba, z jaką się spotykałam do tej pory, to 6 - po 3 na każdą stronę. Brwi są nie tylko malowane, ale też lekko wytłoczone.

To zdjęcia "przed" - z aukcji:

zdjęcie z aukcji

zdjęcie z aukcji

zdjęcie z aukcji

Niestety Ruth nie miała także oczu, przez co chwilowo ma szklane, ale brązowe. O ile zwykle takie wolę, o tyle widziałam wersję z niebieskimi oczami i zakochałam się w niej, więc docelowo moja Ruth też będzie miała niebieskie... kiedyś... Szukam odpowiednich. 

Chwilowo wygląda tak:



P.S. Przepraszam, za te mało gustowne napisy na zdjęciach, ale jestem w fazie testowej znakowania i jeszcze nie doszłam do wprawy.. :-/

----

a to też Ruth - ideał, do którego chciałabym się zbliżyć w dalszym doprowadzaniu mojej Ruth do porządku. Przepraszam szanowne źródło zdjęć, ale jakiś czas temu zapisałam je, ale nie pamiętam skąd je wzięłam i nie mogę znaleźć tej strony :(



piątek, 8 czerwca 2012

AM infanty - strona

Uwaga uwaga , uzupełniłam stronę z bobasami produkcji Armanda Marseille'a. :) Z opóźnieniem, ale borykam się z niespodziewanymi problemami zdrowotnymi i przez większość czasu nie jestem w stanie wysiedzieć przed monitorem i napisać czegokolwiek, co ma jako taki sens. A dostałam od mamy lalkę na urodziny (heh, pierwsza lalka od mamy na urodziny od daaaaaaaaawna) - czeka, czeka i nie może się doczekać publikacji ;)

niedziela, 3 czerwca 2012

Darling

Lalkę kupiłam już jakiś czas temu. Wydawało mi się, że jedyne konieczne naprawy będą polegały na wyczyszczeniu twarzy i ubrania, dorobieniu peruki i ewentualnym przeglądzie ciała w poszukiwaniu przecieków trocin.... HA! niestety, lalka okazał się pełna niespodzianek.

W encyklopedii lalek znalazłam tylko informację, że w latach 1905-1915 była dystrybuowana przez firmę Strobel & Wilken. 
W kilku źródłach podczepiona jest pod Armanda Marseille'a. Nie do końca jestem o tym przekonana.

Mam jeszcze lalkę o imieniu Ruth, która też często występuje jako Marseille, z czym całkiem się nie zgadzam i stanowczo protestuję. Prześledziłam koneksje między różnymi firmami i nie wiem kto wysnuł wniosek, że to A.M. Niestety często lalki nieznanych producentów są przypisywane Marseille'owi.

Darling występuje też w wersji z tłoczonymi brwiami - ta wersja jest przepiękna. Moja jest bardziej uproszczona, ale też mi się podoba. Generalnie te lalki mają nietypowo wykrojone oczy, przez co przeważnie mają zeza - standardowe ruchome oczy nie bardzo chcą się dopasować :)


zdjęcie z aukcji


już w domu
Ciało okazało się sieczką. Ktoś już kilka razy je reperował, za każdym razem nieudolnie. Nie ma nic gorszego, niż poprawianie cudzych (lub własnych) źle zrobionych napraw. 


Popiersie też pęknięte, ale to chyba nawet było widać w aukcji.


Natomiast stanu ogólnego i kolejnej sieczki, jaką okazało się to popiersie, już nie. Tu widok od spodu:



Muszę nadmienić, że to, co widać powyżej, okazało się kawałkami biskwitu doklejanymi z popiersia innej lalki - rozwiązanie dosyć osobliwe. Skończyło się na dorobieniu brakującego kawałka - kiedyś w wolnej chwili to zeszlifuję i może pomaluję, na razie wystarcza mi fakt, że w ogóle jest. Resztę udało mi się całkiem nieźle posklejać. Pęknięcia pionowego praktycznie nie widać. Z przodu też nie ma tragedii - a już na pewno nie wymaga paćkania farbą po całości popiersia z szyją włącznie.


Oczom brakowało powiek. Bardzo tego nie lubię, wygląda to jak z horroru.


Wyszły całkiem nieźle. Na zdjęciu wydają się trochę nierówne, ale w rzeczywistości wyglądają dużo lepiej. Szczególnie w porównaniu z całkowitym ich brakiem ;)
Niestety w głowie brakuje gipsowych mocowań do zamykanych oczu - były przyklejone woskiem (zmieszanym z jakimiś kłakami). To też nadal pozostaje dla mnie do zrobienia.


Co by nie mówić, lalka ma piękne, pewnie swoje własne, szaroniebieskie szklane oczy. Tu na zbliżeniu lepiej to widać.


A tu już w peruce. Peruka odzyskana z  tej  lalki. Wyprana odzyskała kolor ładnego jasnego blondu. Wcześniej miała wyjątkowo obrzydliwy kolor, miejscami całkiem szary. Oczywiście połowa moheru odpadła po namoczeniu - perukę ktoś zdaje sie komponował ze starych elementów innej peruki. Częsć była klejona. W rezultacie został mi materiałowy czepek z włosami na brzegach i kilka kosmyków. Po wielu manewrach - odcinaniu, doszywaniu, kamuflowaniu - otrzymałam całkiem porządną perukę. Cały czas trochę potargana, ale nie mam już weny do jej ułożenia.


Po tym, jak naprawiłam popiersie i straciłam dwa wieczory na zaklejanie dziur w ciele, przeszywanie rąk (bo były dziwnie powykręcane), zaklejanie ogromnej dziury pod popiersiem, które ktoś przykleił na całej powierzchni, więc odeszło z materiałem i powstała dziura gigant - okazało się, że ciało jest dla głowy znacznie większej. Znacznie znacznie. Tymczasowo Darling dostała ciało po tej samej lalce, od której dostała perukę. Dziwne jest, ale pasuje rozmiarem i z głową tworzą lalkę, a nie osobno walające się części.